Aleksandra Kossowska
Świat po omacku
wystawa
od 12 września do 15 października 2025, otwarcie 12 września, godzina 18:00
Galeria wystaw czasowych Muzeum Miejskiego w Żorach, ul. Muzealna 1
„Świat po omacku” to próba opowiedzenia o świecie, który trzeba sobie wyobrazić, poznając go dotykiem. W ten sposób uczą się go dzieci dorastające w zamkniętej przestrzeni ośrodka dla niewidomych – przestrzeni, która jest zarazem opiekuńcza i głęboko instytucjonalna. Ich codzienność zbudowana jest z dźwięków, muśnięć, zapachów, faktur, kształtów, z budowania pamięci przestrzennej i przetwarzania bodźców z otoczenia – a przede wszystkim z powtarzalnych rytuałów, które dają poczucie bezpieczeństwa.
To opowieść o dzieciństwie przeżywanym poza domem, we wspólnocie, ale też w samotności, w opresyjnym systemie i modelu wychowawczym, a także dzieciństwie naznaczonym determinacją, aby zapewnić sobie samodzielność w świecie osób widzących.
Fotografie powstały w 2024 roku w szkole z internatem dla dzieci niewidomych i niedowidzących w Sebecie, w Etiopii. Zostały ręcznie perforowane, tak by na ich powierzchni pojawiły się świetlne linie i formy – widzialne i wyczuwalne dotykiem. Kontekstu tej opowieści dopełniają refleksje i doświadczenia osób niewidomych, zapisane przez dr. Kamila Pietrowiaka w pracy doktorskiej „Świat po omacku – etnograficzne studium (nie)widzenia i (nie)sprawności” (wydanej w serii Monografie Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej).
Ta opowieść jest zaproszeniem dla osób widzących, by spróbowały dotknąć tego świata – bo kiedy dotykamy, zawsze jest to doznanie wzajemne. Jak pisała Jolanta Brach-Czaina: „To świat nas dotyka, gdy my go dotykamy.”
Katarzyna: W ogóle nie rozumiem, że się widzi. Dla mnie to jest abstrakcja. Czasami mam wrażenie, że wy robicie nas w konia. Jak można iść i kogoś widzieć z drugiej strony ulicy. I widzieć, że to on, nawet jeśli się nie odezwie. Jak to jest możliwe? Mam z tym problem.
Barbara: Ja sobie nie wyobrażam widzenia. Mnie to zastanawia, że ludzie widzą coś, co jest tak daleko. Moja mama widzi, co się dzieje na przystanku, mimo że stoimy na drugim końcu ulicy. Jeśli ja tego nie słyszę, to jest dla mnie daleko.
Emilia: Ja sobie nie wyobrażam widzenia. Wiem, że ktoś ma jakiś zmysł, ma oczy, którymi dotyka przedmiotów. Może je tknąć oczami. Ja czegoś dotykam dłonią, a oni dotykają to oczami. Ludzie widzący też mogą dotykać jakąś rzecz rękami, ale podejrzewam, że nie czują przy tym tego samego, co ja czuję, ponieważ wcześniej dotykali ją właśnie oczami i przez to mają już jakieś wyobrażenie. Mogą wiedzieć bez dotknięcia rękami, czy coś jest gładkie, czy chropowate. Ja tego nie widzę oczami, więc odbieram to inaczej przez dotyk. To, że możecie dotknąć czegoś oczami, daje wam już jakiś obraz tego przedmiotu, wytwarza obraz w głowie.
Piotr: Wyobrażam sobie, że jak widzisz i idziesz, to zmienia ci się krajobraz przed oczami. Zmienia się to, co mijasz. Nie wyobrażam sobie, że świat jest dookoła widoczny. Myślę raczej, że on się staje widoczny dopiero wtedy, kiedy się na nim skoncentruję. Wyobrażam sobie, że jak patrzę na przykład w prawą stronę, to widzę mijane rzeczy, ale nie widzę wtedy tego, co jest dalej, bo to się pokazuje dopiero po chwili, kiedy się do tego zbliżam. Nie wiem, czy ogarnąłbym to wszystko, gdybym widział wszystko naraz – tutaj coś bliskiego, tam coś dalekiego, jeszcze coś innego z tyłu. Chociaż nie, z tyłu bym nie widział. Ale można przecież widzieć coś kątem oka. Dla mnie to by było zupełne przeciążenie mózgu i brak możliwości skupienia się na czymkolwiek. Skoro widzisz wszystko, to na czym masz się skupić?
Barbara: Dla mnie we wzroku bardzo dziwne jest to, że można się patrzeć w różny sposób. Wzrok może mieć różne postacie, różne oblicza. To jest bardzo dziwne. Jeśli czegoś dotykasz, masz z tym dosłowny kontakt. A jak patrzysz na kogoś, to nie masz z nim takiego kontaktu. Widzący mówią, że spojrzenie może być zalotne, że ktoś spuścił wzrok albo że ma roześmiane oczy. Różne rzeczy się słyszy o wzroku. I to jest dla mnie dziwne, że nie mogę tego zobaczyć.
Katarzyna: Proszę bardzo, powiedz mi, co to jest niebieski? Jak wygląda kolor niebieski? Tym się zagina wszystkich ludzi. Jak wygląda kolor pomarańczowy? Oprócz tego, że kojarzy mi się z pomarańczą, której mogę dotknąć. Ale jak on wygląda? Jak powiesz, że jest ciepły, to i tak dalej nic mi nie mówi. Według mnie tego nie da się wyjaśnić komuś, kto nie widzi. Ja zadaję podobne pytania większości ludzi, których znam, i nikt nie był mi w stanie wytłumaczyć żadnego koloru. Mówili mi, że niebieski to taki zimny kolor, tak jak woda. No dobrze, ale jak on wygląda? To jest ciągłe grzebanie się w czymś, co jest dla mnie czystą abstrakcją.
Barbara: Kolory też mnie zastanawiają. Próbuję to zrozumieć, ale nie umiem tego opisać. Zdarza się, że zapominam, jaki kolor mają moje ubrania. A jak ktoś mówi o tak dziwnych kolorach jak na przykład koralowy, to już zupełnie tego z niczym nie kojarzę. Nie łączę tego z koralami, bo przecież kolor to co innego niż korale.
Patryk: Jeśli człowiek od urodzenia wychowuje się w takim języku, w którym mówi się „zobacz”, „widziałeś”, to staje się tak naturalne, jak słowa typu „poniedziałek” czy „obiad”. Ja też oglądam filmy, mimo że ich słucham. Dla mnie to jest równoznaczne.
Aleksandra: My nie chcemy być izolowani także w tym aspekcie językowym. Nie chcemy, żeby mówiono, że to jest nasz dotykowy i słuchowy świat, a to jest wasz świat widzenia. My przez ten język czujemy się też bardziej w tym waszym świecie. Już przez to, że nie widzimy, jesteśmy wyłączeni z części poznania świata, i nie chcemy być dodatkowo wyłączeni poprzez język.
Patryk: Ludzie na początku nie wiedzą nawet, jak się do nas odzywać. Nie wiedzą, na ile jesteśmy normalni. Mamy taką znajomą, z którą znamy się od kilku lat. Ostatnio ona powiedziała coś, co mnie zaszokowało, choć spotykałem się z tym wcześniej, ale nie myślałem o tym głębiej: „Czy ja mam wam powiedzieć »do zobaczenia «, skoro się przecież nie zobaczymy? Albo zapytać, czy oglądaliście film w telewizji, kiedy wy przecież nie możecie go obejrzeć?”. Okazało się, że ona zawsze miała takie dylematy. Do tej pory ciągle się zastanawiała, jak do nas pisać, żeby unikać takich słów. Myślę, że ludzie często mają problemy z takimi drobiazgami, nie wiedzą, czy nas czymś nie urażą, a szczególnie ci, którzy nigdy nie mieli kontaktu z niewidomymi. Bo co mamy mówić: „do pomacania się”? [śmiech] Przecież nigdy nie macasz się od razu z ludźmi, których spotykasz. Albo „do usłyszenia”? Usłyszeć można się przecież przez telefon. To są dla mnie normalne słowa.
Żaneta: Ja wstydzę się swoich zapadniętych oczu. Chciałabym mieć soczewki kosmetyczne. Chciałabym, żeby nie było tak dać tego, że nie widzę. Oczywiście mówiłabym ludziom, że nie widzę, ale chciałabym, żeby to się tak nie rzucało w oczy.
Katarzyna: Kiedyś pisano o takich osobach jak ja, które nie mają szans na przywrócenie wzroku, że są niezdolne do samodzielnej egzystencji. Nie czytałam mojego nowego orzeczenia, ale pewnie tam też jest coś podobnego. Nie chcę tego wiedzieć, bo mogłabym się wkurwić i to spalić. Przecież to jest nieprawda! Boże, jak można coś takiego powiedzieć?! Jeśli ktoś jest niezdolny do samodzielnej egzystencji, to dla mnie jest całkowicie sparaliżowany i trzeba go karmić i zmieniać mu pieluchy, bo on sam nie wstanie, nie zrobi siku i nie wsadzi sobie łyżki z zupą do ust. To nie jest tak, że jestem niezdolna do samodzielnej egzystencji, tylko w niektórych sytuacjach potrzebuję pomocy. A to jest znaczna różnica.
Marcin: Myślę, że wszyscy niewidomi, a przynajmniej ci, których znam osobiście, mają podwyższony poziom stresu w życiu. Przecież my ciągle natykamy się na jakieś przeszkody. Nawet głupie wyjście z domu może być przyczyną stresu, bo ktoś na ciebie wpadnie, źle skręcisz, zamotasz się i już musisz kogoś pytać, prosić o podprowadzenie. Nawet jeśli nie odczuwa się tego jakoś tak strasznie dojmująco, to jednak człowiek jest zmęczony po takim wyjściu. To jest takie zmęczenie umysłowe.
Paweł: Jako mały chłopiec myślałem, że mama też wyjmuje sobie oczy na noc. Kiedy dowiedziałem się, że ona nie musi tego robić, wtedy zapytałem, z czego te oczy są zrobione. Ona powie działa, że te oczy są żywe. A jak chciałem ich dotknąć, to ona zamykała powieki, więc nie mogłem tego zrobić. Mama mówiła, że ja też miałem kiedyś swoje oczy, ale one były chore. Takie stwierdzenie, że moje oczy były chore, zupełnie mi nie wystarczało, musiałem mieć więcej danych. Kiedyś ją przechytrzyłem i jakoś udało mi się dotknąć jej oka. Stwierdziłem wtedy, że to było miękkie i zrobione jakby z ciała. Pomyślałem, że takie oko jest trochę gorsze, bo przecież może się popsuć, nie można go wyjąć, dobrze wymyć. I pamiętam, że to mnie rozczarowało.
Witold: Pamiętam taką scenkę z dzieciństwa – ktoś wymienia moje imię i dodaje dziwne słowo: „niewidomy”. Przy pierwszej okazji pytam mamę, o co chodzi. Ona tłumaczy mi, że nie widzę, więc dlatego ludzie tak o mnie mówią. Coś mi się jednak nie zgadza, więc dopytuję: „Ale, mamo, jak to? Przecież ja widzę”. I dopiero wtedy doświadczam szoku. Mama odpowiada: „No tak, troszkę widzisz, ale tylko troszkę. My widzimy o wiele, wiele lepiej”. Do tej pory byłem przekonany, że wszyscy widzą tak jak ja. Kiedy spróbowałem sobie wyobrazić, jak to jest widzieć „o wiele lepiej”, okazało się niestety, że to wykracza poza moje możliwości.
Grzegorz: Nie chciałbym teraz odzyskać wzrok. Chciałbym czasami coś sprawdzić, ale tak na zasadzie włącznika i wyłącznika widzenia. Sprawdzałbym, jak coś wygląda po widzącemu, a potem wracałbym do normalnego stanu.
Piotr: Nie wiem, czy chciałbym ogólnie widzieć. Chciałbym jedynie zobaczyć kilku ludzi, kilka miejsc, które mi utkwiły w pamięci. To bym chciał zobaczyć. Ale ogólnie nie wiem, czy chciałbym widzieć cały czas, bo to wywróciłoby mi życie do góry nogami. Musiałbym się wszystkiego od nowa uczyć. Także rzeczywiście nie wiem, czy chciałbym widzieć.
Aleksandra: Ja nie potrzebuję wyrabiać sobie zdania na temat widzenia. Nie mam takiej potrzeby. Czasami ludzie mnie pytają, czy chciałabym widzieć. I wiesz, że ja nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Głupio mi powiedzieć, że nie, bo pewnie pomyśleliby sobie, że jestem jakąś głupią babą, która nie wie, o czym mówi. A z drugiej strony wydaje mi się, że gdybym teraz w jakiś cudowny sposób odzyskała wzrok, tobym tego nie ogarnęła, byłabym w absolutnym szoku. Nie byłabym w stanie normalnie funkcjonować. Boję się, że może bym nawet zwariowała od tego.
Emilia: Myślę, że osoby widzące dają sobie przyzwolenie na to, żeby na nas patrzeć. Skoro ona nie widzi, to ja sobie popatrzę. Czasem mam takie poczucie, że ktoś się na mnie bezczelnie gapi, myśląc, że ja w ogóle tego nie wiem. […] Jeżeli ktoś patrzy się na mnie bardzo natarczywie, bardzo wścibsko i chamsko, bo naprawdę są takie spojrzenia, to wtedy mam ochotę się odwrócić i powiedzieć: „Co się tak gapisz?!”. Powstrzymuję się przed tym. Ludzie w ogóle nie są przygotowani na to, że mogę im coś takiego powiedzieć. Natarczywe spojrzenie odczuwam tak, jakby ktoś mnie macał bez mojego pozwolenia. Bo dla mnie to, że ktoś się na mnie gapi, nie patrzy z takim zainteresowaniem, jak ty teraz, ale gapi się złośliwie, jest tym samym, jakby mnie ktoś rozbierał oczami. Ja sobie nie życzę, żebyś się na mnie gapił. Ja cię nie znam. Dlaczego mnie dotykasz oczami. Ja cię nie dotykam rękami, więc ty mnie nie dotykaj oczami!
Sandra: Ludzie są po prostu genialni. Nie zdarzyło mi się – no może raz albo dwa – żeby ktoś zapytał mnie, czym się zajmuję w życiu i co robię. Zwykle ludzie pytają – w zasadzie często bez oporów – od kiedy nie widzę, czy całkiem nie widzę i czy da się z tym coś zrobić. To sakramentalne pytania. Czasami te pytania padają przy okazji pomocy przy znalezieniu miejsca w autobusie albo przejściu przez ulicę. Czasami zadają je ludzie siedzący obok w pociągu, którym wydaje się, że to jest ich sprawa. Generalnie rozmowy zaczynają się od tego tematu. I to mnie ostatnio zszokowało, że jak dotąd prawie nikogo nie zainteresowało to, co ja w życiu robię i kim jestem.
Katarzyna: Ja nie zrozumiem widzenia, a ty nie zrozumiesz do końca mojego świata. Ty nie potrzebujesz wszystkiego obmacać, słuchać, czuć, co masz pod stopami. Właśnie z tego powodu nie mogłam kupić sobie glanów, chociaż bardzo mi się podobały. Tylko że w takich ciężkich butach straciłabym rozeznanie, mogłabym czegoś nie zauważyć. Ja muszę mieć dobry kontakt z ziemią [śmiech].
Aleksandra Kossowska
Archeolożka i dziennikarka – ukończyła Wydział Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizując się w reportażu. Absolwentka Instytutu Twórczej Fotografii w Opawie.
Pracuje jako fotografka komercyjna (IMAQ STUDIOS) oraz fotoreporterka – współpracuje z agencją EAST NEWS. Należy także do międzynarodowego stowarzyszenia fotoreporterek Women Photograph.
Współpracuje z organizacjami humanitarnymi, m.in. SmartAid, STEMpower, Dråpen i Havet (Drop in the Ocean) oraz stowarzyszeniem „mali bracia Ubogich”.
Założycielka i współwłaścicielka studia fotograficznego oraz galerii Poleczki.art w Warszawie.
