Japońska fotografia po 2000 roku

Lekko zgarbiony wykręca głowę do tyłu, patrzy prosto w obiektyw. Ma szeroko otwarte oczy, lekko przyklapnięte uszka. Stoi w słońcu z opuszczonym ogonem. Jego czarna sierść jest mocno zbita, skołtuniona, w wielu miejscach przetarta. Otwiera pysk, widać jego białe zęby. Wygląda jakby się uśmiechał.

„Bezdomny pies” („Stray Dog”) to czarno-białe zdjęcie z 1971 roku, japońskiego fotografa Daido Moriyamy. Zrobił je przypadkiem w Tokio. – „Wyszedłem rano z hotelu na ulicę, żeby dotrzeć na sesję zdjęciową i ten pies już tam był. Więc od razu zrobiłem mu kilka zdjęć. Dopiero później w ciemni, kiedy wywoływałem zdjęcia zobaczyłem jaki ma niesamowity wyraz pyska. Przy takich szybko robionych zdjęciach zawsze chodzi o uchwycenie chwili i ten pies w tej samej chwili stał się częścią mnie.”

Do lat 60-tych XX wieku japońska fotografia artystyczna była traktowana po macoszemu. Nie pokazywano jej w galeriach, nie wystawiano jej w muzeach. Traktowano ją jak obraz, który ma towarzyszyć reportażom, tekstom i artykułom, ale nie jak dzieło sztuki. Głównym miejscem, gdzie mogła rozwijać się fotografia były magazyny i gazety. W tym samym czasie Japonią targał ogromny kryzys społeczny. Trauma po Hiroszimie i Nagasaki, okupacja kraju przez wojska amerykańskie, szybko postępująca westernizacja japońskiej kultury, brak akceptacji dla wojny w Wietnamie i galopujące uprzemysłowienie doprowadziły do ogromnych napięć i załamania poczucia bezpieczeństwa u ludzi.

W 1968 roku w czasie masowych studenckich protestów, fotografowie Yutaka Takanashi i Takuma Nakahira, krytyk Koji Taki i pisarz Takahiko Okada założyli i wydali eksperymentalny magazyn Provoke.

Dzisiaj, kiedy słowa utraciły swoją podstawową moc – innymi słowy, umiejętność opisywania rzeczywistości – i wydają się być zawieszone w powietrzu, oko fotografa może uchwycić te fragmenty rzeczywistości, których nie da się wyrazić językiem. Fotograf może traktować te obrazy jak dokumenty do analizy na równi z językiem i ideologią. Właśnie dlatego, chociaż może to się wydawać zuchwałe, podtytuł Provoke brzmi „dokumenty prowokujące do myślenia.”

Manifest grupy Provoke

Od drugiego numeru dołączył do nich także Daido Moriyama. Ukazały się tylko trzy numery, każdy w nakładzie 1000 sztuk, ale ich wpływ na japońską powojenną fotografię był ogromny. Czarno-białe, nieostre, rozmazane zdjęcia. Zdjęcia nagie, brudne, bez obróbki, pstrykane na szybko, na ślepo, czasem bez patrzenia przez wizjer, to była rewolucja.

– „Provoke mnie zainspirował. Większości to nie interesowało, ale naprawdę, to było jak wybuch bomby” – wspominał Noboyushi Araki, jeden z najbardziej znanych i wpływowych współczesnych fotografów japońskich. Twórcom magazynu zależało na poruszeniu czytelnika, sprowokowaniu go do myślenia. Chcieli wyprowadzić fotografię poza znane, bezpieczne ramy. Pokazać, że może być sztuką, służyć za metaforę, że może budzić emocje, być źródłem siły i nośnikiem nowych idei.

W tym roku mija dokładnie 50-ta rocznica od wydania pierwszego numeru magazynu Provoke. Sytuacja Japonii jest dzisiaj inna. Od lat 90-tych kraj jest w gospodarczym kryzysie, w 2011 roku dotknęła go katastrofa elektrowni atomowej w Fukushimie, w kraju toczy się zaciekła debata nad zmianą japońskiej konstytucji i prawdopodobnym odrzuceniu w 2020 roku kontrowersyjnego artykułu nr 9, który narzucony przez Amerykanów w 1946 roku, zabrania Japonii posiadania wojska i prowadzenia wojny. Poza tym międzynarodowa pozycja Chin i Korei Południowej w regionie stale rośnie kosztem Japonii.

W marcu 2018 roku, Paweł Jaszczuk, na zaproszenie dyrektora Festiwalu Marka J. Karasia, poleciał do Japonii, żeby znaleźć artystów, którzy jak ich poprzednicy pod koniec lat 60-tych, szukają dla tej współczesnej Japonii w XXI wieku, nowego języka w fotografii. Patrzą świeżym okiem na problemy społeczne i przekraczają kolejne granice tego czym może być sztuka. Wybrał jedenastu fotografów, którzy zaczęli swoje kariery w przeciągu ostatnich dwudziestu lat. Z każdym spotkał się, porozmawiał, odwiedził w studio – obejrzał ich prace i wybrał zdjęcia, z którymi wrócił do Polski, między innymi 36-letniego Kohey Kanno.

Rudy, przystojny, młody mężczyzna, wyciąga mocno szyję i z góry patrzy w obiektyw aparatu. Jest ubrany w opinającą, odblaskową koszulkę bez rękawów w kolorze ciemnego złota. Jego lewa dłoń dotyka uda przez krótkie, czarne, skórzane szorty. Stoi na środku ulicy dużego miasta.

Kohey Kanno robi portrety, kolarze, snap-shoty. Zawsze ustawia się ze swoim aparatem tak, żeby pokazać życie i świat oczami kogoś, kto należy do mniejszości. W społeczeństwie, gdzie mniejszości to temat tabu, Kohey Kanno dzieli się z nami swoim wewnętrznym autoportretem. Haruyuki Shirai z kolei, szuka nowych technik fotografowania, wykraczających poza dostępne normy. Zbudował swój własny aparat, który rejestruje obrazy i w tej samej chwili zniekształca je. Powstała z nich seria zdjęć „Doron scroll” – długich na kilka metrów fotografii, na których statyczne postacie i przedmioty wyglądają jak rozmazane linie, a jedynie poruszające się obiekty widać wyraźnie, jak w połączeniu monitora funkcji życiowych z zapisem rytmu serca i przebijającymi się silnie pojedynczymi wspomnieniami.

„Nie powinny żyć w Tokio, a jednak żyją” – mówi Yoshinori Mizutani, który fotografuje gromady dzikich zielnych papug w swojej pracy „Tokyo Parrots”. Sprowadzone do miasta kilkadziesiąt lat temu jako zwierzęta domowe, pouciekały swoim właścicielom, rozmnożyły się i nadal tu żyją, choć pochodzą z miejsc o zupełnie innym klimacie. Wpisały się już w surrealistyczny krajobraz miejski, gdzie tak jak one, tak i ludzie musieli się na nowo odnaleźć, żeby żyć z dala od „swojej” natury.

Hiroshi Takizawa, z wykształcenia psycholog, w swoim projekcie „Mass” fotografuje beton i kamień, materiały, z których buduje się budynki, mieszkania, wieżowce. Zdjęcia, które wywołuje, fotografuje potem jeszcze raz, a następnie zmienia je, tnie, zniekształca. Na koniec każde zdjęcie ma inny rozmiar, grubość, papier i masę. Takizawa bawi się tymi materiałami, tworzy z nich nowe motywy i poddaje je powtórnej interpretacji.

Video autorstwa Mayumi Hosokury z jej serii prac pod tytułem „Jubilee”, powstało między 2012 a 2017 rokiem. Artystka robiła zdjęcia i kręciła filmy w krajach Azji Wschodniej, między innymi w Japonii, w Chinach i na Tajwanie. Skrawki, urywki: życia w wielkim mieście, wolności jaką daje młodość, delikatności i kruchości piękna, ulotności chwil i wspomnień…

Młody mężczyzna w białym t-shircie zapiętym na dwa guziczki i czarnej czapeczce z daszkiem, tańczy w klubie pełnym ludzi. Kamera dostrzega go i ustawia się tuż za nim. Widzimy najpierw jego plecy, szyję, tył głowy. Jego głowa lekko się kręci. Chłopak powoli odwraca się do nas. Całe jego ciało buja się góra-dół, oczy ma zamknięte, twarz zwrócona jest ku podłodze, usta zaciśnięte. Wchodzi w nasz kadr, po czym odbija się w drugą stronę i znowu się od nas odwraca. Za nim tańczą inni ludzie, z każdej strony padają na niego światła reflektorów. Spod koszulki wystaje zawieszony na szyi rzemyk. Mężczyzna robi kolejny obrót i znowu jest przed nami. Wydyma usta, zatrzymuje się. Złote światło reflektora oświetla mu twarz. Tym razem jego oczy są otwarte. Patrzy prosto w obiektyw. Wygląda jakby się uśmiechał.

Natalia Czarkowska

 

Informacja o cookies Zamknij informację o cookies
Ta strona korzysta z plików cookies(ciasteczek). Aby dowiedzieć się więcej na temat samych plików, sposobu ich używania oraz polityce prywatności, kliknij w dowiedz się więcej.